.

.

ROZDZIAŁ 1. Tornadoes

Szedłem przez pusty korytarz, znajdujący się w Malfoy Manor. Minęło dokładnie dziesięć lat od jej śmierci. Dziesięć lat od pokonania Voldemorta. Powinienem się cieszyć. Dziesięciolecie poskromnienia. Nie miałem pojęcia kto wymyślił taką idiotyczną nazwę dla tego wydarzenia. Stawiałem na Pottera i jego bandę, która słynęła z braku gustu do czegokolwiek. 
Wzdychnąłem, popychając drzwi.
Przy stole w mojej własnej jadalni siedziała Catherine, jej siostra. Miała długie, blond włosy i różniła się od swojej siostry pod wieloma względami, dlatego też mogłem na nią patrzeć. Na siebie nie. Catherine wstała i uśmiechnęła się, całując mnie w dwa policzki. Podczas ostatnich dwóch lat spędziliśmy ze sobą sporo czasu, wspominając nie tylko Lydię ale własne, młodzieńcze wygłupy. Za jej krzesłem stał Blaise, który podał mi rękę. Ścisnąłem ją i wymusiłem uśmiech, choć było to cholernie trudne. Chciałem się przywitać także z matką, jednak to ktoś inny przykuł moją uwagę. Na krześle naprzeciwko Cat siedziała brunetka, o krótko ściętych ciemnych włosach. Nie odrywała ode mnie wzroku, a ja miałem wrażenie, że przejrzała mnie na wskroś. Stanąłem w pół kroku i patrzyłem na nią trochę dłużej, niż powinienem. To była kobieta z mojego snu. 
— Draco, to Aria Velladty, moja przyjaciółka. Aria, to Draco Malfoy.
Chciałem podać dłoń Arii, jednak ona cofnęła rękę i przecząco pokręciła głową. Wzruszyłem ramionami i odwróciłem się do matki, która wpatrywała się w Arię z uniesioną brwią. Nie miałem czasu nawet na pytanie o której zaczynają się uroczystości gdy matka się odezwała.
— Skąd się znacie? — Pytanie skierowała do Catherine.
— To długa historia, pani Malfoy. Poznałyśmy się, gdy Cat podróżowała. Trafiła do Szkockiego baru... — odpowiedziała jej Aria, i patrząc na przyjaciółkę porozumiewała się z nią bez słów.
Matka kiwnęła głową i skończyła temat.
— Powinniśmy iść — powiedział po chwili Blaise i wsunął krzesło Cat. — Mam wygłosić przemówienie a wy będziecie mi towarzyszyć. Trzeba upamiętnić Lydię i jej wkład w zwycięstwo.
Wezbrał we mnie gniew, chociaż obiecałem sobie, że już nigdy nie wydarzy się to przy mojej matce, Cat czy Zabinim. Moje wybuchy złości nie były przez nich dobrze przyjmowane, co było jednym z powodów moich częstych kłótni z matką. Pewnego dnia nie wytrzymała.
— Przestań ciągle myśleć o tej dziewczynie — krzyknęła, podnosząc się z fotela, na którym siedziała. — Ona jest martwa, Draco, MARTWA od kilku lat. A ty ciągle nie możesz pogodzić się z jej śmiercią. Ona nie żyje, nigdy nie wróci, już nigdy jej nie zobaczysz! Została spalona!
— Nigdy nie waż się tak o niej mówić — powiedziałem cicho i dobitnie, również wstając. — To twoja cholerna decyzja sprzed dwudziestu lat postawiła mnie w takiej sytuacji. Nigdy nikogo innego nie pokocham, nigdy nie pokocham ciebie! I to ty na to pozwoliłaś, nie ja, matko. Nigdy nie waż mówić się w taki sposób o jedynej kobiecie, którą kochałem i która uratowała cały czarodziejski świat przed potworem, dla którego byliście nikim, a służyliście mu tyle czasu!
— Przypłaciła to życiem — warknąłem, wracając na ziemię, a Aria spojrzała na mnie przerażona. Musiałem ją wystarczyć. — Nieważne, chodźmy, nie możemy się spóźnić.
Po kolei wrzuciliśmy proszek Fiuu do kominka i teleportowaliśmy się do Hogwartu. Połączenie zostało stworzone gdy rok temu zgodziłem się uczyć w Hogwarcie. Nie trwało to długo, po miesiącu pracy na stanowisku OPCM odszedłem ze szkoły. Nie mogłem żyć w tym samym miejscu, w którym pracowała Margaret. Winy nigdy jej nie udowodniono, jednak nadal pamiętałem naszą pierwszą konfrontację na oczach niektórych uczniów czwartego roku.
Zobaczyłem ją na korytarzu, gdy szedłem do McGonagall porozmawiać o warunkach pracy. Szła korytarzem w nieoficjalnym stroju a mina jej zrzedła, gdy tylko mnie zobaczyła. Pod wpływem impulsu wyciągnąłem różdżkę i skierowałem ją w jej stronę.
— Co ty tu robisz? — Wysyczałem przez zęby.
— Będę tu uczyć — miała czelność się do mnie uśmiechnąć. — Wszystko w porządku, Draco?
Czułem się wtedy jak gdybym dostał w policzek. Stałem oko w oko z osobą, która zabiła moją dziewczynę, moją Lydię. Nie wiedziałem co wtedy począć, zaatakować ją od razu czy poczekać na lepszą okazję, bez tłumu gapiów.
— Nic nie jest w porządku od kiedy ją zabiłaś.
— Nie powinieneś tak mówić, Draco. Nigdy nie udowodniono mi winy i bardzo dobrze o tym wiesz.
— Co nie znaczy, że tego nie zrobiłaś!
Ostatkiem sił schowałem różdżkę do kieszeni i zgodziłem się pracować w szkole dopóki dyrektorka nie znajdzie dla mnie zastępcy. Zrozumiała prawie od razu moją niechęć do objęcia tego stanowiska i nie miała mi tego za złe, co przyjąłem z wielką wdzięcznością. Nic, co przypominało mi Lydię, nie było dla mnie dobre, a już na pewno jej zabójca, któremu winy nie udowodniono.
Szkoła wyglądała tak samo, jak ją zapamiętałem z dzieciństwa — wysokie i zimne mury, zbroje stojące luźno co kilka metrów i ta dziwna, nie pasująca mi zawsze atmosfera domu. Nigdzie nie mogło być domu bez niej. Catherine szła przy mnie, trzymając Blaise'a za rękę. Miała na sobie długą, srebrną suknię i wielkie kolczyki, przez co przypominała mi strój Lydii z balu bożonarodzeniowego, na który jej nie zabrałem. Zdusiłem w sobie chęć krzyku i brnąłem naprzód, przez pusty korytarz. Aria, kobieta z mojego snu, szła kilka kroków za mną. Miała na sobie białą dopasowaną sukienkę i wcale się nie uśmiechała — miała poważną minę, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała.
Zatrzymaliśmy się przed gabinetem dyrektorki, do którego chwilę później weszliśmy. McGonnagal siedziała na jedynym wielkim krześle w pomieszczeniu, rozmawiając z wysokim, czarnoskórym mężczyzną — Ministrem Magii we własnej osobie, Kingsleyem Shackleboltem. Podałem mu rękę i powitałem się z nią krótkim skinieniem głowy. Blaise zrobił to samo, a Cat przytuliła dyrektorkę, czym zaskoczyła nas wszystkich. Skupienie na twarzy McGonnagal było bardzo widoczne, przez ostatnie lata nabrała trochę ciała, przez co nie była już chudą jak tyczka starszą kobietą, tylko okrągłą, naznaczoną starością nauczycielką.
— Dobrze, że już jesteście — powiedziała wstając z krzesła. — Powinniśmy niedługo zaczynać, goście zbierają się już w Wielkiej Sali. Jestem wam bardzo wdzięczna, że się zjawiliście, naprawdę. Dzisiaj każdy zmarły uczeń zostanie należycie upamiętniony.
Kiwnąłem głową na słowa McGonnagal ściskając mocno pięści. Nie miałem ochoty wysłuchiwać, jak bardzo brakuje tym ludziom osób, które były dla nich bliskie. Żadnego z nich nie łączyło ze zmarłą osobą takie uczucie, jakie mnie łączyło z Lydią. Żadne z nich nie było powiązane, Obiecane sobie, a ta więź, tym bardziej zerwana, była odczuwalna każdego cholernego dnia przez ostatnie dziesięć lat.
Wielka Sala była pełna elegancko ubranych czarodziejów. Idąc zaraz za dyrektorką wyłapywałem znajome twarze. Gdzieś w kącie mignęła mi ruda czupryna Wesleyów, tuż przede mną przebiegła Luna Lovegood, zamajaczyła mi przed oczami Pansy. Matka stała kilkanaście metrów od głównego podestu, rozmawiając cicho z Panią Zabini. Wszystko było takie nie na swoim miejscu. Hagrid, gajowy Hogwartu, wraz ze swoją partnerką, dyrektorką Beauxbaton wyróżniali się na tle gęstniejącego tłumu.
Stanąłem pod ścianą w ręku mocno trzymając szklankę z ponczem. Przeczesywałem wzrokiem Salę szukając Pottera, z którym musiałem zamienić słowo jeszcze przed tym, jak zacznie się wspominanie zmarłych i zasłużonych. Po chwili dołączył do mnie Blaise, a zaraz za nim Catherine i jej przyjaciółka, Aria. Obydwie wyglądały na lekko rozbawione, ale gdy tylko wyłapały moje spojrzenie, ta druga od razu zmarniała. Cóż, musiało być ze mną naprawdę źle.
Potter zamajaczył mi przez chwilę przed oczami. Wypowiedziałem dość głośno jego nazwisko i ruszyłem za nim, przepychając się przez tłum. Widziałem go kątem oka, ciągle mi umykał. Byłam tak zaaferowany tym, żeby go znaleźć, że nie zauważyłem tego, jak na kogoś wpadłem.
— Proszę uważa... Ach, to ty Malfoy — odezwała się kobieta. Była na oko w moim wieku i miała rude włosy. Właśnie dzięki nim ją rozpoznałem.
— Wesley... To znaczy Potter. Gdzie twój mąż? Muszę z nim szybko porozmawiać.
Kobieta była w ciąży — miała wielki brzuch, na widok którego mnie wmurowało. Nie miałem pojęcia, że Potter spodziewa się dziecka. Widywałem go często w pracy, gdy przychodziłem na spotkania do Ministra, ale nigdy nie rozmawialiśmy na tematy nie związane z zadaniami, jakie nam zlecano. Nie byliśmy aż tak zażyłymi kolegami, choć owszem, mogłem powiedzieć, że nasze stosunki uległy zmianie. Tylko i wyłącznie dzięki Lydii.
— Stoi tam, z Hermioną — powiedziała Ginewra. — Draco, wszystko w porządku?
— Co? Tak, muszę tylko pilnie z nim porozmawiać. Do zobaczenia.
Dopadłem Pottera chwilę potem. Rozmawiał o czymś z żoną Wesley'a i, ku mojemu zdziwieniu, śmiał się. Nie mogłem zrozumieć jak w taki dzień może być szczęśliwy. To była kolejna rocznica jej śmierci, do cholery. Kolejna rocznica śmierci wielu osób z jego bliskiego otoczenia. Dziesiąta, okrągła rocznica.
— Potter — przywitałem się z nim, wymieniając uścisk dłoni. — Wesley. Musimy pogadać.
Gdy zauważyłem, że nie rusza się z miejsca i wyczekuje tego, co mam mu do powiedzenia, dodałem, udając zmieszanie.
— Na osobności. To zajmie tylko chwilę.
— Spokojnie Harry, pójdę do dzieciaków. Miło było cię zobaczyć, Malfoy.
— Tak, tak — zbyłem ją. — Słuchaj, co dokładnie chcą o niej powiedzieć?
Harry wyglądał na zmieszanego, ale nie tak, jak ja przed chwilą. Autentycznie zdziwiło go moje pytanie, choć nie wiedziałem dlaczego.
— Zdaje mi się, że wszystko, ale o co dokładnie chodzi. Wiem tylko, że Ly...
— Nie wypowiadaj przy mnie tego imienia — warknąłem. Tylko ja mogłem to robić. Tylko ja miałem do tego cholerne prawo. — Jeśli mają mówić o tym, że była śmierciożercą, to niech lepiej tego nie robią. Niech nie psują jej wizerunku w ich oczach. Jest bohaterką i niech tak zostanie.
Potter zmarszczył brwi na moje słowa, co tylko mocniej mnie zirytowało.
— To fakt powszechnie znany, Draco. Pełna lista śmierciożerców została opublikowana kilka dni po wygraniu wojny. Ly... Ona też na niej była.
Cholera, przekląłem w myślach, zapomniałem. Zaczynałem wariować.
— Mogę cię zapewnić, że wszyscy pamiętamy ją jako bohaterkę. Wszyscy.
Zgromiłem go wzrokiem. Mimo wszystko usłyszałem to, co chciałem usłyszeć. Miałem zamiar już się z nim pożegnać, gdy ktoś chrząknął za moimi plecami.
— Draco — usłyszałem. — Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba zgubiłam Catherine, a jesteś jedyną osobą, którą tutaj poza nią znam.
Przeszkodziła nam dziewczyna, którą Cat przyprowadziła dzisiaj ze sobą.
— Potter, poznaj proszę przyjaciółkę Cat, Arię Velladty. Aria, poznaj Harry'ego Pottera. Widzisz, nie jestem już jedyną osobą, jaką znasz. A teraz muszę iść. Na razie, Potter, jeszcze potem pogadamy.
Zostawiłem Pottera intensywnie wpatrującego się w Arię i wróciłem na swoje miejsce, które zajmowałem przedtem pod ścianą. Minąłem roześmianą Hermionę Granger i gromadkę dzieci biegającą wokół niej. Poczułem lekkie ukłucie zazdrości widząc tę scenkę — gdyby Lydia żyła, mógłbym mieć teraz z nią dzieci. Ale ona nie żyła, a ja musiałem się wreszcie z tym pogodzić.
Pod ścianą stał Blaise i spijał trunek ze swojej piersiówki. Gdy tylko mnie zobaczył, zakręcił ją i rzucił w moją stronę.
— Tobie chyba bardziej się przyda, niż mi. Zaraz się zacznie.
To była prawda, McGonnagal kończyła swoje pouczające przemówienie. Na podest poprosiła Złote Trio, które przedstawiła jako osoby, które uratowały Czarodziejski Świat. Prychnąłem pod nosem słysząc tę nazwę własną i spojrzałem kątem oka na Blaise'a, na którego twarzy także gościł drwiący uśmiech.
— A oprócz nich, tej trójki utalentowanych czarodziei, jeszcze jedna osoba przyłożyła rękę do uratowania naszego świata, która, niestety, dzisiaj nie może być z nami.
Momentalnie się wyprostowałem, słuchając uważnie. Głos przejął Potter, który przez pierwsze kilka sekund był cicho, wpatrywał się tylko w zebranych w pierwszych rzędach, Gdy natrafił na moje spojrzenie, czułem, że mówi tylko do mnie.
— Lydia Ravatel była bardzo odważną osobą. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że była najodważniejszą dziewczyną jaką dane mi było poznać. Nie polubiłem jej od razu; była wyniosła, arogancka, dbała tylko o siebie. Ale szybko zrozumiałem, że to tylko pozory, które stwarzała. W środku była odważną, dzielną kobietą, która robiła wszystko, by uratować bliskie jej osoby przed niebezpieczeństwem w postaci Voldemorta. Lydia pokazała mi jak uwierzyć w siebie, uczyła mnie magii, która pomogła mi go pokonać, pomogła mi przetrwać własną śmierć. To właśnie jej zawdzięczam swoje życie i to, że stoję tu przed wami...
Potter kiwnął lekko głową w moją stronę i wrócił wzrokiem do tłumu.
— Lydia poświęciła całe swoje życie na ukrywanie siebie i swoich niezwykłych zdolności przed Voldemortem. To profesor Dumbledore namówił ją do pomocy nam i to właśnie ta jedna decyzja przez nią podjęta sprawiła, że teraz stoimy w murach tej szkoły bezpieczni i świętujemy Dziesięciolecie Poskromienia. Lydia w swoim niezwykle krótkim życiu przeżyła wiele. Miała swoje wzloty i upadki. Grała rolę podwójnego agenta, działając w imię dobra. Podczas jej ostatniego roku w Hogwarcie przygotowywała moich przyjaciół do walki, uczyła ich jak się bronić... A w międzyczasie była śmierciożercą i przekazywała mi wszelkie fakty dotyczące Voldemorta. Lydia była dobrą dziewczyną, przepełnioną światłem. I tym światłem zarażała, sprawiała, że chcieliśmy stać się lepszymi ludźmi. Właśnie to zrobiła z osobą, z którą odkąd zacząłem uczęszczać do szkoły byłem na wojennej ścieżce. Z osobą, która nie miała nigdy szansy wyboru. Odmieniła życie nie tylko moje czy swoich przyjaciół, ale jedynej osoby, którą darzyła naprawdę szczerym i głębokim uczuciem. Dracona Malfoya. Wiem teraz dobrze, że to ona jest bohaterką tej Wojny, że to ona ją zakończyła. I nie zasłużyła na taki koniec, jaki ją spotkał. Zawsze zostanie w mojej pamięci.
Na zakończenie swojej przemowy Potter uniósł swoją różdżkę w górę i wystrzelił z niej snop światła dla upamiętnienia Lydii. Inni uczynili to samo. Jasne światło rozświetliło Wielką Salę i wtedy usłyszałem ją po raz pierwszy.
Pamiętasz o mnie jeszcze? Pamiętasz, co mi obiecałeś?
Musisz
Na Mnie 
Czekać Draco 

8 komentarzy:

  1. Piękne.
    Taki rozdział zdecydowanie zasługuje na bardzo uczciwy komentarz.
    Przeczytałam jednym tchem z wypiekami na twarzy.
    Już dawno nie miałam okazji do zobaczenia tak wspaniałej historii.
    Głównie w całości opowiedzianej przez mojego ulubieńca Draco Malfoya.
    Zauroczyła mnie również postać Lydii.
    Rety jak ta dziewczyna musiała być odważna i dzielna.
    Dzisiaj ze świecą szukać takich osób.
    Naprawdę bardzo mi zaimponowałaś i cieszę się, że trafiłam na Twój blog.
    Po za tym podoba mi się, ze nie ma tu takiego szablonowego bałaganu.
    Dodaje do Obserwowanych i bedę zaglądać o wiele częściej.

    www.autorska-strefa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak bardzo mi miło! Historie Lydii i Draco możesz poznać w pierwszej części opowiadania, ale w zasadzie nie musisz jej znać, żeby czytać aroganckiego.
      Dziękuję za te wspaniałe słowa i trzymaj się ciepło.

      Usuń
    2. Z przyjemnością poczytam pierwszą część gdyż mnie zaintrygowałaś.
      A na razie masz we mnie wierną czytelniczkę.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Więc bardzo mi miło i zapraszam!

      Usuń
  2. O nie, jak ja mogłam jeszcze nie zauważyć, że wystartował Arogancki! Ja, do poprawy.
    Prolog był zwyczajnie genialny, a przede wszystkim ta rzadko spotykana narracja drugoosobowa, która sprawiła, że całość czytało się dosłownie z zapartym tchem. Brawo.
    Co do pierwszego rozdziału, to coś czułam, że mimo śmierci Lydii, tak po prostu o niej nie zapomnimy. No bo niby jak moglibyśmy?
    Aria to ciekawa postać. Choć niewiele jeszcze o niej wiemy, to sam fakt, że pojawiła się w śnie Draco, zanim ten ją poznał jest zastanawiający.
    Co tu więcej pisać, myślę, że dobrze już mnie kojarzysz, więc wiesz jak kocham tę historię. Jak kocham Lydię i kocham Draco. I szalenie się cieszę z kontynuacji.
    Ach, no i jeszcze ten szablon. Jak zwykle prześliczny! Minimalizm jest taki piękny w Twoim wydaniu. ;)
    Ściskam mocno i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi cię tutaj powitać!
      Cieszę się, że jesteś, naprawdę się cieszę. I tak, haha, wiem, kim jesteś, jak mogłabym o tobie zapomnieć? To nie będzie część o Lydii, jasne, ona się tutaj gdzieś jeszcze przewinie, gdzieś pokaże, ale w zasadzie nie będzie to jakaś gigantyczna rola. Najważniejszy jest tutaj DRACO i kropka. Ale Lyd nie zniknie, nie martw się. W końcu to ta jedyna.
      Trzymaj się! Następny już niedługo!

      Usuń
  3. Najwyraźniej obie mamy słabość do imienia Lydia, ale nie ma w tym nic dziwnego, jest piękne. :D
    Wrócę niedługo z jakimś konkretniejszym komentarzem, wybacz, że tak wpadam i wypadam, ale dziś kompletnie nie mam czasu, a chciałam się jedynie przywitać.
    Także no, cześć! :D
    brokat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam to imię do takiego stopnia, że moje trzecie imię też tak brzmi! Jest piękne, to prawda.
      Cześć! To miłe, zapraszam!

      Usuń